piątek, 13 listopada 2015

Rozdział X część druga ''Nieznajomy najlepszym przyjacielem''

          Godziny przemijały mozolnie, a czas dłużył się nieubłaganie. Leżałam na łóżku, wpatrując się w notatnik tajemniczego Lysandra, bijąc się w myślach, czy powinnam go otworzyć i ukazać treść, którą ukrywał pod grubą okładką, czy może po prostu odłożyć go na biurko i okiełznać moją ciekawość.
Spojrzałam na telefon, który od jakiegoś czasu wibrował przy mojej twarzy. Na ekranie migały bezwładnie okienka, ukazujące trzy nieodebrane wiadomości.
Odwróciłam się na drugi bok, przykrywając się jednocześnie kocem. Dzisiaj było zakończenie roku szkolnego, a mnie wciąż nurtowało, dlaczego Nathaniel nie chciał się ze mną pożegnać. Byliśmy parą. Podobno idealną- bo tak wówczas myślałam, a nie usłyszałam od niego głupiego ''Cześć''. Przeraża mnie jak zachowanie ludzi potrafi się zmienić po zakończeniu związku. Jednego dnia wyznajemy sobie miłość, a kolejnego przestajemy dla siebie istnieć. Pogrążałam się dalej w swoich myślach. Miałam wrażenie, że wszystkie moje problemy spadły na mnie tak nagle, przygniatając mnie do tego nieszczęsnego łóżka, nie pozwalając bym się podniosła. To tak, jakbym sięgnęła samego dna. Przez swoje roztargnienia zapomniałam złożyć dokumentację na uczelnię, gdzie miałam rozpocząć studnia, a najgorsze jest to, że wcale mi na tym nie zależało. Bardziej martwiłam się tym, co powiedzą moi rodzice i to było już wystarczająco przerażające.
Podobno żyjemy dla siebie, a jednak dalej martwimy się tym co powiedzą inni, o naszym zachowaniu, życiowych wyborach. Powoli zaczynałam dostrzegać, że to co robiłam rzekomo dla siebie, jest tylko zwykłym złudzeniem. Zatracałam się, ponieważ chciałam żyć tak jak nakazują inni.
Bardzo żałowałam, że nie jestem taka jak moje szalone rodzeństwo. Również ubolewałam na tym, iż nie potrafię się postawić jak oni. Tego im bardzo zazdrościłam. Tego, że jestem taka krucha.
          Kolejny raz usłyszałam telefon, który wręcz podskakiwał za mną. Odwróciłam się kolejny raz, tym razem z zamiarem odczytania wiadomości. Na ekranie widniały już cztery, a wszystkie były od tego samego nadawcy- Castiel.
Nie zastanawiając się dłużej, postanowiłam do niego zadzwonić. Usłyszałam krótkie sygnały dźwiękowe, by po chwili przemówił zniecierpliwiony głos Castiela.
- Już myślałem, że się nigdy nie odezwiesz- Parsknął.
- Czego chcesz? Zapytałam obojętnie. Nawet nie byłam pewna, czy faktycznie mam ochotę z nim rozmawiać.
- Brzmisz tak, jakbyś znajdowała się w samym piekle- Odpowiedział.
- Celna uwaga, coś jeszcze?
- Tak. Dzisiaj organizujemy imprezę na zakończenie roku i będą tam przydzielane zadania do wykonania- Powiedział.
- Czyli obecność obowiązkowa? Zapytałam bez większego entuzjazmu. Nie miałam ochoty nigdzie wychodzić.
- Będę po Ciebie o 20.00- Prychnął, by następnie się rozłączyć.
- Świetnie, dziękuję za poinformowanie- Odpowiedziałam do siebie, odrzucając telefon na łóżko.
Na zegarze widniała godzina 19.00, czyli miałam tylko godzinę na doprowadzenie siebie do porządku. Pospiesznie wstałam z łóżka, kierując swe kroki wprost do łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic, tak bym w końcu się pobudziła, bo od powrotu do domu, brakowało mi energii do życia i funkcjonowania.
Przy garderobie nie zastanawiałam się długo. Wyciągnęłam podarte czarne rurki i koronkową czarną koszulkę, z kołnierzykiem,
Rozpuściłam swoje długie włosy, które pod wpływem suszenia układały się w delikatne fale.
Podczas przygotowań, słyszałam głośną rozmowę, a wręcz kłótnię rodziców w salonie.
Wyszłam z pokoju i podeszłam do balustrady przy schodach, by zorientować się co takiego wyprowadziło rodziców z równowagi. Kłótnie w naszym domu zdarzały się sporadycznie i to w większości przypadków przez Armina.
Tym razem brat stał przy mnie i sam zastanawiał się co jest grane.
- Jak mogłeś mi to zrobić?! Usłyszeliśmy krzyk mamy- Proszę bardzo, szanowany prawnik, taki idealny, a zrobił coś tak ordynarnego! Kontynuowała.
- Zrozum, że nie miałem na to wpływu, tak po prostu wyszło- Odpowiedział Ojciec, a w jego tonie głosu dało się wyczuć rozpacz. Całkiem możliwe że płakał, co było dla mnie nowością.
- Domyślam się o co chodzi- Wyszeptał Armin. Spojrzał na mnie. Jego wzrok był przepełniony nienawiścią? Tak, to była nienawiść i doskonale wiedziałam do kogo ją kieruje. Domyśliłam się, że to ostatnie chwile mojego Ojca w tym domu, jednakże nie chciałam znać przyczyny, choć podświadomość rzucała hasło: ZDRADA!
 
                                                                        ***

Siedziałam w starym samochodzie Harvey'a z wyciągniętymi nogami na kokpit. Wpatrywałam się w stary opuszczony budynek, do którego wbiegali uczniowie naszego Liceum. Widziałam ten entuzjazm na ich twarzach, za który mogłabym zabić. Ciskałam spojrzeniami na prawo i lewo, nie mogąc opanować negatywnym myśli. Wszystko mnie dobijało, nawet radość innych.
Z radia delikatnie pobrzmiewała rockowa muzyka, która podtrzymywała moje złe samopoczucie.
Obok mnie siedział Castiel, Pan i Władca, który również rozłożył się na swoim fotelu, co jakiś czas wpatrując się we mnie.
- Może zapalisz? Bo wyglądasz tak, jakby miało tutaj dojść do morderstwa- Powiedział, przerywając ciszę, która też mnie denerwowała od dłuższego czasu. Wyciągnął dłoń z paczką papierosów w moim kierunku. Wyciągnęłam papierosa, którego odpaliłam, zaciągając się dymem, który przedzierał się przez moje płuca. Ich intensywny zapach docierał do moich nozdrzy, a jednak kompletnie mi to nie przeszkadzało jak kiedyś. Zaciągałam się jak nałogowy palacz, choć nigdy nie miałam styczności z tym świństwem.
- Ktoś musiał Cię nieźle wkurzyć- Powiedział czerwonowłosy odpalając kolejnego papierosa.
- Wszystko mnie wkurza, nawet Ci ludzie. Mam ochotę wszystkich powybijać- Odparłam, po raz kolejny zaciągając się- A wiesz co jest najgorsze?! Spojrzałam na Castiela- Wkurza mnie to, że nawet moi rodzice nie są tacy idealni!
- Nikt nie jest idealny- Rzekł.
- To oczywiste, tylko dlaczego inni wymagają od nas tej idealności, skoro sami nie panują nad swoim życiem?! Nie chcę zostać prawnikiem, nie złożyłam papierów na uczelnię, Nie chcę robić niczego czego chcą dla mnie moi rodzicie, bo wtedy nie będę sobą!
- To może zacznij w końcu robić coś dla siebie? Spojrzał na mnie po raz setny, tym razem z jawnymi wyrzutami- Cały czas słyszę od Ciebie, że tego nie wolno, tego nie przystoi, co pomyślą inni, jak zrobisz coś nie tak! Zacznij myśleć o sobie! Stań się w końcu pierdoloną egoistką, która w dupie ma zdanie innych i żyj życiem jakim chcesz żyć!
- Tak jak Ty? Zapytałam, choć już znałam odpowiedź.
- Właśnie tak jak Ja...Przynajmniej jestem szczęśliwy- Odpowiedział.
- I tego mogę Ci pozazdrościć.
- Włazimy do środka? Zapytał po chwili, gasząc niedopałek w samochodowej popielniczce.
- Skoro musimy to chodźmy. Chcę to mieć już za sobą- Odparłam, czyniąc to samo co  czerwonowłosy przed chwilą.

          W środku panował półmrok, gdzieś w tle grała głośna muzyka. Złapałam Castiela za ramię, by się nie zgubić. Już wystarczyło, że musieliśmy namierzyć Armina, który gdzieś w tym tłumie zabawia się ze swoją dziewczyną, albo jakąś inną przypadkowo napotkaną laską.
Część uczestników oblegała parkiet, szalejąc do rytmu puszczanej muzyki przez didżeja, druga połowa siedziała przy barze, lub przy swoich miejscach siedzących, z masą różnego trunku w dłoniach. Znalazło się też kilku osobników, którzy już musieli zakończyć swoją imprezę, która dopiero co się zaczęła. Tak to właśnie jest, jeśli narzucamy sobie za szybkie tempo w piciu alkoholu.
Armin akurat z nikim się nie zabawiał, tylko siedział przy stoliku z grupką znajomych popijając piwo.
- No w końcu! Krzyknął Armin- Zaraz zaczynamy losowanie zadań!
- Jeszcze nikt mi nie wyjaśnił, o co w tym wszystkim chodzi- Odpowiedziałam, kierując swoje spojrzenie na brata.
- Jeszcze jej nie wyjaśniłeś? Zapytał Armin, szturchając Castiela.
- Gdybym to zrobił wcześniej, nie przyszłaby tutaj- Odparł, pociągając spory łyk trunku.
- No więc? Zapytałam ponownie.
- Generalnie chodzi o to że na zakończenie roku, większość uczniów pobliskich szkół zbiera się w tym miejscu, żeby dopingować swoich faworytów do wykonywania zadań. Zasady są proste. Uczniowie z każdej szkoły wybierają dwóch kandydatów płci przeciwnej, którzy dostąpią tego zaszczytu- Odpowiedział.
- I całkiem przypadkiem jestem to Ja i Castiel? Zapytałam podejrzliwie.  
- Castiel został wybrany, a już w jego kwestii było wybranie sobie partnerki.
- No dobra i co dalej?
- Więc jak już mamy wybranych uczestników- Kontynuował- To mają oni łącznie 10 zadań do wykonania w ciągu 12 godzin, od godziny rozpoczęcia. Nikt nie ma wglądu do zadań, poza organizatorami, którzy siedzą tam- Wskazał mi grupę chłopaków, którzy siedzieli kilka stolików dalej- Są studentami- Powiedział- Przypada 5 zadań na kobietę i 5 zadań na mężczyznę. Ta grupa, która jako pierwsza wykona wszystkie zadania, udowodniając ich zrealizowanie, wygrywa kasę i może wymyślić kolejne zadania na przyszły rok.
- Tylko tyle? Zapytałam- Myślałam, że tu chodzi o coś więcej, a nie jakieś durne wykonywanie zadań, tylko dla paru groszy więcej w portfelu.
- Tu chodzi o szacunek! Krzyknął Armin. Widać, że swoim stwierdzeniem wyprowadziłam go z równowagi.
- Dobra, niech wam będzie, tylko nie musieliście robić z tego tajemnicy, w końcu to nic wielkiego- Odpowiedziałam, spoglądając na Castiela.
- Sęk w tym, że nie które zadania są mało przyzwoite- Dopowiedział Armin- W poprzednim roku para musiała ze sobą kopulować...
- Co?! Krzyknęłam, opluwając się piwem, którego właśnie się napiłam- NIE MA TAKIEJ OPCJI!
- On żartuje- Castiel śmiał się głupkowato razem z Arminem. Oni chyba lubili robić ze mnie kretynkę. Chora pasja.
- Owszem, zadania są mało przyzwoite, ale o kopulacji jeszcze nie słyszałem- Dopowiedział Castiel, troszeczkę mnie uspakajając swoją wypowiedzią. Odetchnęłam z ulgą, bo gdyby tak było, w jego ramiona bez oporu wepchnęłabym Amber. Tylko ją stać na takie pruderyjne zachowania.
- Zaczynamy wielkie odliczanie. Kandydatów zapraszamy pod stolik organizatorów! Usłyszałam głos didżeja, który nawoływał wszystkich przez mikrofon.
Tłum ludzi popadł w euforię, wszyscy zaczęli wrzeszczeć i wiwatować. Już na samym początku były problemy z przejściem, ale teraz przeciskanie się obok tych wszystkich ludzi stanowiło ogromne wyzwanie. Na drżących nogach podążałam za Harvey'em. Czułam jak wszystkie narządy wewnętrzne zmieniają swoje prawidłowe ustawienie. Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy na zewnątrz pod wpływem strachu, ale też adrenaliny. Przerażające uczucie. Jeszcze ten dziwny ucisk żołądka. Totalny koszmar.
- Czy wszystkie grupy są już na miejscu? Zapytał jeden z organizatorów, kiedy staliśmy przy ich miejscu. Wszyscy skinęli głową na potwierdzenie.
- W takim razie zaczynamy! Zasady są te same. Po każdym wykonanym zadaniu wracacie do nas z dowodem jego wykonania, może to być na przykład zdjęcie, albo nagranie. Jeśli zadanie zostanie zaliczone, dostajecie kolejne. W tym roku pierwszeństwo mają Panie- Powiedział, uśmiechając się promiennie.
Drugi chłopak podchodził do każdej dziewczyny, która losowała zadanie dla siebie. Widziałam w ich oczach przerażenie, tylko jedna z nich była opanowana, wręcz emanująca szczęściem i podnieceniem. Była bardzo pewna siebie.
Jako ostatnia wylosowałam zadanie dla siebie. Niepewnie wyciągnęłam białą kopertę z dużego kartonowego pudła. Strasznie się bałam.
- W porządku! Didżeja prosimy o muzykę a kandydatki o zapoznanie się z treścią zadania! Krzyknął chłopak, odkładając resztę zadań obok.
Na sali zaczęła grać muzyka.
- Otwieraj- Krzyknął Castiel. Przez szalejący tłum ledwo słyszałam co do mnie mówi.
Nie zwlekając dłużej, otworzyłam kopertę, z której wyciągnęłam karteczkę. Zamarłam czytając swoje zadanie. Przerażona spojrzałam na czerwonowłosego, który wyrwał kartkę z moich drżących dłoni, a na jego twarzy zagościł szyderczy uśmiech.
'' Ukradnij bieliznę Nathaniela Richardsona''.












Rok czasu. Rok czasu zajęło mi powrócenie do opowiadania. Ale jestem i bardzo się z tego cieszę. Przy okazji zobaczę, czy ktoś tu jeszcze został <3

























poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział X, część Pierwsza '' Nieznajomy najlepszym przyjacielem''

          Siedziałam na ogromnej sali gimnastycznej, gdzie odbywało się zakończenie roku szkolnego. Masa krzeseł, specjalnie przygotowany podest dla wystąpień ze strony dyrekcji, oraz wyróżnionych uczniów, oraz pełno dzieciaków dookoła szukających swoich miejsc w tym chaosie. A pośród tego wszystkiego byłam ja, która obserwowała przystojnego Nathaniela,  najprawdopodobniej żegnającego się z przyjaciółmi z Liceum. W końcu był to ostatni rok szkolny. Teraz życie naprawdę nabiera tempa, choćby poprzez wybór odpowiedniej uczelni. To wszystko działo się za szybko, przynajmniej dla mnie. Blondyn od czasu do czasu spogląda na mnie, co oczywiście zauważa Melania, która próbuje go zająć czymś kompletnie innym. Doszły mnie słuchy że mają się ku sobie, choć w to wątpię. Wiem że Nathaniel mnie kocha, bo gdyby tak nie było nie rzucałby mi tych tęsknych spojrzeń. W końcu sama za nim bardzo tęskniłam i marzyłam o chwili, kiedy w końcu mnie przytuli. Nawet jeśli to miało być po przyjacielsku.
- Ziemia do Gabi! Słuchasz mnie? Zapytała zbulwersowana Rozalia, która przez ten cały czas siedziała obok mnie. 
- P-przepraszam, ale zamyśliłam się. Mówiłaś coś? 
- Wiem, że za nim tęsknisz...- Stwierdziła jednoznacznie wędrując wzrokiem w kierunku Nathaniela. 
- Bardzo- Odpowiedziałam wciąż obserwując obiekt westchnień. I pomyśleć, że jeszcze niedawno był moim chłopakiem.
- Było minęło. Oficjalnie dzisiejszego dnia rozpoczynamy wakacje, jeszcze tyle może się wydarzyć! Mówiła podekscytowana białowłosa.
- Szkoda że mnie tutaj nie będzie.
-  Gabi, o czym ty mówisz?
- Będę studiować w innym mieście, na specjalne polecenie rodziców muszę wyjechać tam wcześniej. Czeka tam na mnie mieszkanie, praca. Bardzo mi przykro, ale za dwa tygodnie wyjeżdżam- Odparłam smutnym tonem. Wcale nie chciałam wyjeżdżać. Studia prawnicze były marzeniem moich rodziców, nie moim. Ja chciałam robić coś kompletnie innego. Interesowała mnie resocjalizacja, po której mogłabym pomagać innym. Czułabym się niesamowicie spełniona.
- Od kiedy o tym wiesz? Zapytała po chwili namysłu. Była zaskoczona jak ja, kiedy się o tym dowiedziałam.
- Chwilę temu zadzwonił do mnie ojciec, mówiąc że załatwił co do tego potrzebne formalności. Na dodatek zapomniałam wysłać email z dokumentami na uczelnię, mogę się tam przez to nie dostać.
- Może czas najwyższy porozmawiać z rodzicami? Zawsze robiłaś to co Ci kazali, ale jesteś już dorosła. Sama wiesz najlepiej czego chcesz- Odpowiedziała.
- Nie chcę ich zranić, bo początkowo to Armin i Alexy mieli być prawnikami, a wyszło w zupełności inaczej. Nie wybaczyliby mi tego.
- Chociaż spróbuj, przecież to twoje życie do jasnej cholery. Możesz sama podejmować takie decyzje.
- Nie potrafię Rozalio, przepraszam- Odparłam, przestając patrzeć na przyjaciółkę. Nie lubiłam kiedy robi mi wyrzuty. Zawsze po takich rozmowach czułam się źle, bo jak zawsze ma rację.
- Twoi rodzice to egoiści- Parsknęła, nie odzywając się do mnie nawet słowem do końca trwania akademii. A tyle co udało mi się odzyskać z nią kontakt.

* * *

          Po zakończonej akademii i odebraniu świadectwa z wyróżnieniem, musiałam iść do gabinetu pani dyrektor, by się z nią pożegnać. Było mi przykro że kończę szkołę. Zabawiłam tutaj kawałek czasu, mając w posiadaniu pozytywne jak i negatywne wspomnienia. To tutaj przeżyłam swoje pierwsze zauroczenie, pierwsze randki, poznałam wspaniałych przyjaciół. Czułam jak przechadzając się po korytarzu, łzy spływały mi po policzkach. To naprawdę przykre doświadczenie. Czas nie stoi w miejscu, i wszyscy musimy podążać dalej. Niestety...
Przez swoje zamyślenie, nawet nie poczułam, kiedy na kogoś wpadłam. Upadłam na ziemię.
- Nic Ci się nie stało? Zapytał nieznany mi głos. Delikatnie otworzyłam oczy i powoli usiadłam. Musiałam porządnie uderzyć się w głowę.
- Tak, chyba tak. Przepraszam, zamyśliłam się- Odpowiedziałam chłopakowi, który cały czas obserwował mnie swoimi dwukolorowymi tęczówkami. Nigdy go nie widziałam w tej szkole.
- W porządku, ale na przyszłość uważaj- Odpowiedział tajemniczo. Następnie zebrał swoje rzeczy  poszedł korytarzem w kierunku wyjścia. Nawet się nie przedstawił.
- Kim on jest? Pomyślałam- Wygląda jakby był nie z tej epoki...

* * *
         - Jak było na zakończeniu? Zapytała mnie mama, kiedy weszłam do domu. 
- Normalnie, jak to na zakończeniu. Trochę łez i czułości- Odpowiedziałam beznamiętnie, sięgając po jabłko, leżące na blacie w kuchni. 
- Zostaw to! Krzyknęła mama- To do Ciasta- Wyrwała mi owoc z dłoni i odłożyła na miejsce- Pani Dyrektor coś mówiła? 
- Tak, poszłam do niej po uroczystości. Kiedy mnie zobaczyła zaczęła płakać i powtarzać że nie prędko jej się trafi taka uczennica. 
- Przyznaj się że sama płakałaś- Powiedziała mama, bacznie mnie obserwując. 
- Ja? No co ty! 
- Masz podkrążone oczy skarbie- Powiedziała, łapiąc mnie za policzek. Nigdy tego nie lubiłam. 
- No dobra, może trochę. 
- Chcesz mi pomóc przy cieście? Zapytała. 
- Chciałabym, ale nie mogę. Muszę coś sprawdzić- Odparłam udając się schodami na górę. 
          Kiedy weszłam do swojego pokoju, bezzwłocznie wyjęłam z torby znaleziony przeze mnie brązowy notatnik. Z pewnością należał do tego chłopaka, na którego wpadłam dzisiaj w szkole.  Na okładce czarnymi literami wygrawerowane było ''Lysander Bennett'' . Opadłam na łóżko, kładąc notatnik obok siebie. Przez cały powrót do domu, myślałam o tym chłopaku. Jego srebrne włosy, dokładnie ułożone, prawe oko mieniące się złotem, w tym samym odcieniu jak moje, drugie otoczone głęboką zielenią. Kim on był? I co robił w tej szkole podczas trwania zakończenia? Nie miałam pojęcia. Jedyną szansą by dowiedzieć się czegokolwiek o jak mniemam Lysandrze, musiałam czekać na powrót mojego rodzeństwa do domu. Może oni wiedzą coś na jego temat? W końcu chciałabym zwrócić mu jego własność...






          Zabić siebie to mało powiedziane. Na dobry początek przepraszam, że rozdział taki krótki, bo był dłuższy, ale przez moją głupotę połowę usunęłam. Nie pytajcie jak to zrobiłam, bo nie mam pojęcia. Dodam chociaż tyle, ile z tego zostało. Jak Boga kocham krew mnie kiedyś zaleje przez to wszystko. 
           Teraz sprawa częstszych notek. Niestety niczego nie obiecuję. Nie mam czasu na pisanie rozdziałów, a poza tym sama już chciałabym jak najszybciej skończyć tego bloga, a nie mogę ze względu na samo rozwiniecie wątków. W przyszłym roku pisze maturę, wiec przygotowanie do niej robię w zasadzie od początku sierpnia. Nie wiem czy blog będzie dalej prowadzony, nie mam pojęcia. Chcę go jak najszybciej skończyć, a nawet nie mam na to czasu. To się nazywa ironia.                
          Kiedy kolejny rozdział? Z racji tego że przypadkowo usunęłam połowę tego, to do czwartku powinnam dopisać resztę, czyli tak jakby pojawi się druga część. Potem rozdziałów nie dodam do końca sierpnia, więc kolejny powinien pojawić się 1.09.2013. A potem to się zobaczy. Pozdrawiam <3

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział IX '' Rozgrywający dramat zawsze czyni człowieka silniejszym''

          Siedząc w samochodzie, czekając na sygnał startu poczułam dość silny dreszcz adrenaliny. To uczucie, było tak silne, że nie mogłam spokojnie siedzieć na miejscu, tylko paplałam coś bez większego sensu, od czasu do czasu wymachując gorączkowo rękoma. Nie byłam zła. Ja byłam szczęśliwa? Nie wiem, może tak. Nakręcona to za mało powiedziane. Ja po prostu byłam radosna jak nigdy przed wcześniej, a przecież jeszcze nie dawno mogłabym zabić za wpakowanie siebie w kłopoty, oraz chłopców, którzy jakby nie było mi w tym pomogli. Kobiecej logiki nikt nie pojmie. Nawet ja sama.
          Odpaliłam płytę z muzyką, znalezioną w samochodowym schowku ustawiając regulator głośności na najwyższy poziom. Chciałam ćpać tę chwilę, bo w końcu nie codziennie zdarza się jechać w drogim sportowym samochodzie.
- Dobrze się czujesz? Zapytał Castiel, który siedział na fotelu kierowcy paląc papierosy raz za razem. Był zdenerwowany, a było to widać a pierwszy rzut oka. Niesamowite uczucie zobaczyć zdenerwowanego Castiela. Stał się jeszcze bardziej pociągający. Typowe ciasteczko do schrupania.
- A miało by nie być? Czuje się całkiem świetnie- Odpowiedziałam zjadliwie, wciąż przeglądając zawartość schowka.
- To dziwne, bo jeszcze piętnaście minut temu chciałaś nas wszystkich powybijać.
- Kobieta zmienną jest! Jedyne nad czym rozpaczam, to tylko nad faktem iż to nie ja będę prowadzić...
- No błagam Cię! Gdyby tak miało być, na pewno rozbilibyśmy się nawet na prostej drodze- Prychnął jak zawsze elokwentnie i zadowolony ze swojej błyskotliwej odpowiedzi. Typowy dzieciak z niego, ale taki męski za razem. Nie mam pojęcia jak on to robi...
- Słuchaj! Gdy byłam w Paryżu...
- To co? Zapytał, dmuchając we mnie dymem papierosowym.
- To nic. Zdenerwowałeś mnie i teraz nie będę z tobą rozmawiać- Odpowiedziałam zawadiacko, udając jednocześnie obrażoną.
- To może być nasza ostatnia rozmowa. Radziłbym skorzystać z takiego wypasu.
- Przestań! Nic się nie stanie... Dlaczego zawsze otaczają mnie sami pesymiści- Powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.
- To nie będzie wyścig- Odpowiedział- To będzie prawdziwa walka o życie.
- Co masz na myśli? Spojrzałam na niego lekko zdezorientowana- Myślałam, że to właśnie robicie. Ścigacie się za kasę, albo samochody czy laski.
- To pozostaje bez zmian. Zmienia się tylko typ walki.
- Jaki typ walki?
- Wyobraź sobie dwa samochody ustawione idealnie na wprost siebie.
- To chyba nic trudnego- Skwitowałam sarkastycznie.
- A teraz wyobraź sobie, że te samochody są ustawione w wyznaczonej odległości od siebie.
- Przestań się ze mną bawić w kotka i myszkę tylko przejdź już do setna sprawy! Powiedziałam.
- Próbuje, ale mi cały czas przerywasz! Krzyknął oburzony- Więc w jednym samochodzie siedzimy my, a w drugim ludzie od Valta. Kiedy będziemy już gotowi, dostaniemy sygnał gdzie musimy ruszyć idealnie na wprost siebie. Ten który stchórzy przegrywa.
- Hej hej hej! Chcesz mi powiedzieć, że mamy na siebie wjechać z zabójczą prędkością?!
- Nie do końca. Mamy na siebie jechać, ale w każdej chwili któryś z nas może skręcić w bok, tak by uniknąć wypadku, rozumiesz?
- Więc, jeśli skręcisz to przegramy tak?
- Nie skręcimy- Odpowiedział, a na jego twarz wdał się ten łobuzerski uśmieszek.
- Zginiemy- Odpowiedziałam, wciskając się mocniej w fotel, jakby mi to miało w czymś pomóc.
- Jeśli nie zginiemy weźmiesz ze mną udział w  zawodach zorganizowanych na koniec roku szkolnego- Stwierdził jednoznacznie.
- Człowieku, o czym ty znowu pleciesz? ja tu przeżywam fakt że zginę a ty mi wyjeżdżasz o jakiś zawodach?
- Skarbie nie denerwuj się! Wygramy? Zapytał.
- Wygramy! Krzyknęłam z taką determinacją przybijając z Castielem żółwika.
- I taką właśnie Cie lubię Goldenmayer!
- Przestań wołać mnie po nazwisku! Odkrzyknęłam oburzona- To naprawdę irytujące!
- Ech, a mogło być tak miło- Skomentował, zamykając drzwi od samochodu, a odpalając silnik dał znak, iż jesteśmy gotowi na ostatnią podróż życia. Anielski orszak niech twą duszę przyjmie- Wymruczałam pod nosem, modląc się do Boga o łaskę i opiekę nad naszymi duszami.

* * *
- Jak się czujesz? Zapytał mnie Armin, kiedy tylko wysiedliśmy z pojazdu. Miałam rozmyty obraz widzenia. Nawet nie miałam pojęcia co się stało. 
- Dobrze, tylko nogi mam jak z waty, ale to chyba normalne w takiej chwili, prawda? Zapytałam stojąc ledwo przed bratem- To nie na moje nerwy. 
- Lepiej usiądź, wyglądasz naprawdę blado- Odparł, podtrzymując mnie swoim ramieniem.
- Spoko, tylko błagam! Zabierz mnie do domu...
- Już się robi- Odpowiedział, całując mnie w czoło- Przepraszam, że musiałaś przez to przejść.

* * *
- Gabrielle! Natychmiast do salonu! Usłyszałam ten przeraźliwy krzyk mojego ojca, który jak zawsze dobiegał z salonu. Była godzina ósma rano, a ja czułam się jak sponiewierany dywan po przejściach. Bolała mnie głowa, i dalej towarzyszyło mi to dziwne uczucie w żołądku, które mogło doprowadzić do zwrócenia całej jego zawartości. 
Powoli zwlekłam się z łóżka, narzucając na siebie jedwabny szlafrok, bo w końcu wciąż przebywałam w bluzie Alexego i tych brudnych spodniach, które uwaliłam przebywając na opuszczonym lotnisku. Nie miałam czasu się przebierać, bo w końcu mój tata jest osobą bardzo niecierpliwą. 
Powoli zeszłam po schodach obserwując atmosferę w salonie. Jak zwykle tata czytał dzisiejszą prasę, a mama siedziała na skórzanej kanapie oglądając poranne wiadomości. Wszystko wyglądało względnie normalnie. 
- Coś się stało? Zapytałam tym swoim typowym zachrypniętym głosem. 
- Owszem. Jest godzina ósma rano. Dzisiaj masz zakończenie roku szkolnego, a ty nawet nie jesteś gotowa! Powiedziała oburzona rodzicielka mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. Musiała zauważyć wystające nogawki od spodni spod szlafroka- Mam przechlapane- Pomyślałam. 
- Złożyłaś dokumentację odnoście uczelni? Zapytał ojciec, wciąż nie przerywając wertowania gazety. 
- Tak oczywiście! Skłamałam. Przez te wszystkie wydarzenia na śmierć o tym zapomniałam. 
- To dobrze, bo ostatnio jesteś trochę roztargniona. Czy wszystko w porządku? Zapytała mama. 
- Nathaniel ze mną zerwał- Odpowiedziałam bardziej z obowiązku. Prędzej czy później i tak by się dowiedzieli. 
- Jak to?! Przecież była z was taka idealna para! Krzyknęła zrozpaczona matka. 
- Rożnica temperamentów, mówi się trudno- Odparłam. 
- Mam nadzieje, że to nie wina pana Harveya- Skwitował ojciec- Widziałem jak rozmawiacie, i nie ukrywam, że jestem bardzo niezadowolony z tego faktu. 
- To tylko rozmowa. Przyjaźnimy się, nic więcej. 
- Mam nadzieje- Powiedział ojciec, jednocześnie wstając z kanapy i całując moją mamę, oraz mnie w czoło- Wrócę dzisiaj późno, więc nie czekajcie na mnie z kolacją. Kocham was! Powiedział, a następnie opuścił dom. 
- Dlaczego tata dzisiaj jest taki zdenerwowany? Zapytałam niepewnie rodzicielkę. 
- To przez proces. Twój ojciec trafił na naprawdę ciężką sprawę i jeszcze nie do końca wie jak wybronić swojego klienta. 
- Rozumiem. 

* * *
Wychodząc przed dom ubrana na galowo, zobaczyłam Castiela, który czekał na mnie przy swoim samochodzie uśmiechając się promiennie. Jego biała koszula rozpięta przy kołnierzyku dodawała mu typowego buntowniczego wyglądu. Wytarte jeansy, trampki po przejściach i papieros w buzi- Cały Castiel. Do całości zabrakło mi skórzanej ramoneski, którą tak uporczywie nosił. Pewnie leżała w samochodzie.
- Może podwieźć sąsiadkę? Zapytał.
- Dziękuję sąsiedzie za troskę, ale wolę się przejść- Odparłam sarkastycznie, kierując się w kierunku szkoły.
- Mówię poważnie. Mogę Cię przecież podrzucić.
- Nie- Powiedziałam krótko- Po ostatnich ekscesach mi wystarczy.
- Przecież Ci się podobało! Odparł krótko.
- Musieliście mi czegoś dosypać, innego wytłumaczenia na to nie ma.
- Gabi, przecież twój spacer do szkoły zajmie co najmniej godzinę- Skwitował.
- Tak bardzo chcesz bym z tobą pojechała, że aż nazywasz mnie po imieniu?
- Mam interes nie do odrzucenia- Odparł- To jak? Wsiadasz?
- Dobra niech będzie. Skoro jeszcze żyję i ludzie Volta po mnie nie przyszli, to chyba nie może się stać nic złego, prawda?
- Dlaczego mieliby po Ciebie przyjść? Zapytał zaskoczony.
- No nie wiem... Może dlatego że przegraliśmy?
- Yyy... Nie przegraliśmy.
- Jak nie jak tak. Przecież wiem co widziałam.
Castiel natychmiastowo stanął przede mną łapiąc mnie delikatnie za ramiona.
- Nie przegraliśmy - Wyszeptał mi do ucha.
- A-ale jak to możliwe? Tym razem to ja byłam zaskoczona.
- Kierowca Valta w ostatniej chwili skręcił. Było blisko, ale udało się! Już nawet nie zwracałam uwagi na jego przekręcenie nazwiska tego całego szefa.
- Więc czego ode mnie chcesz? Tym razem ja przysunęłam się bliżej, bo w końcu moja gra musiała trwać. Harvey był moją myszką, którą musiałam się pobawić.
- Hmm no nie wiem. Skoro jechałaś ze mną i przeżyłaś to jesteś mi winna zawody, pamiętasz? Nasze usta dzieliły dosłownie milimetry. Chłopaczek dał się złapać w sidła. Jeden zero dla mnie.
- Oczywiście, nie mogłabym zapomnieć, ale dalej nie mam pojęcia o jakie zawody chodzi- Szeptałam mu do ucha. Harvey objął mnie gwałtownie, mocno przyciskając do swojego torsu.
- To taka zabawa. Losujemy zadania, które musimy wykonać, a do tego potrzebuję dziewczyny. Dotykał moich pleców, skrawek po skrawku, jakby badał moje ciało- Coraz lepiej- Pomyślałam.
- Zawsze możesz poprosić Amber- Odpowiedziałam, wyrywając się z jego objęć, zmierzając powoli chodnikiem w stronę budynku- Do zobaczenia w szkole! Uroczo wyglądasz w tym kucyku! Krzyknęłam, kiedy byłam już nieco dalej, ale nie usłyszałam nic w odpowiedzi.






Krótki, bez sprawdzonych błędów, ponieważ chciałam dodać coś na szybko. Kolejny dokładnie za tydzień, czyli w sobotę. Jeśli wena dopisze będzie bardziej rozbudowany ( Mam nadzieje).
Dziękuję za komentarze, za te pozytywne oczywiście, to naprawdę bardzo miłe :*
 Reszty nawet nie chcę komentować, bo przecież człowiek całe życie musi być uwiązany do komputera i nawet nie ma prawa wyjechać i odpocząć ;/  Nasuwa mi się tutaj kilka słów co o tym myślę, ale musiałabym wszystko ocenzurować. Tyle w tym temacie.
Pozdrawiam :)






















czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział VIII '' Czar prysł, koniec staje się nowym początkiem''

          Wpatrywałam się z niecierpliwością w blondyna. To co chciał mi powiedzieć, mogło mnie zabić. Nie chciałam usłyszeć jego starannie wypowiadanych słów. To by mnie przerosło. Zasługiwałam na ból, cierpienie, zasługiwałam na wszystko, ale nie w obecnym czasie. Bałam się tej rozmowy. Może dlatego, iż z mojej winy musiała być przeprowadzona...
Chłopak przechadzając się po moim pokoju, w końcu zajął miejsce przy biurku. Kilkakrotnie próbował zacząć swą wypowiedzieć, za każdym razem ją przerywając.
- Zdradziłem Cię- Usłyszałam, przez co zastygłam w bezruchu.
Powoli, bez gwałtownych ruchów opadłam na łóżko, wciąż nie wiedząc co o tym myśleć.
- Kocham Cię, ale chciałbym przerwy. Pewna osoba uświadomiła mi, że nasz związek jest tak jakby bez przyszłości, jesteśmy zupełnie inni, za bardzo się różnimy- Stwierdził, wciąż pokręcając głową z niedowierzania. Chyba sam nie zgadzał się z tym co mówi.
- Ponoć przeciwieństwa się przyciągają- Odparłam po chwili, całkowicie bez namysłu.
- Zbliżają się wakacje... Wyjeżdżam do Stanów, przez te całe dwa miesiące róbmy to na co mamy ochotę, a kiedy wrócę zdecydujemy czy nadal chcemy być razem- Odparł powoli wstając i kierując swe kroki do wyjścia.
- I tylko tyle? Teraz wyjdziesz tak po prostu jakby nic się nie stało? Zapytałam podirytowana.
- Przepraszam, nie zasłużyłaś na to...
- Nie zasłużyłam? Co on sobie myśli- Rozmyślałam, wciąż patrząc na chłopaka- Przecież to wszystko moja wina! Krzyknęłam.
- Nie! Proszę nie obwiniaj się, bo tego nie zniosę! Odparł chłopak, opierając się o framugę drzwi. Wciąż odczuwał skutki po alkoholu, który nadal krążył w jego krwi.
- Mogę wiedzieć kim jest ta dziewczyna? Zapytałam, obserwując zachowanie  mojego już byłego chłopaka. Ten nawet nie potrafił spojrzeć mi w oczy. Powoli wychodził z pomieszczenia. To była jego reakcja obronna. Lepiej usunąć się w cień i nic nie odpowiedzieć, bynajmniej tak to zinterpretowałam.
- To Melania, ale nie wiń jej za to- Powiedział słabo słyszącym tonem, a następnie całkowicie zniknął w ciemnym przedpokoju.
- Jednak postawiła na swoim- Pomyślałam. To było do przewidzenia, tak się musiało po prostu stać.
Najbardziej zaskoczyła mnie moja reakcja. Byłam wściekła, ale na swój sposób ulżyło mi. Tak jakby ktoś zdjął ze mnie cały ten ciężar i uwolnił mnie od tego problemu. Nie musiałam mu nawet nic wyjaśniać, zrobił to za mnie. Nathaniel jednak nie jest taki jakim się wydaje. Nigdy bym go nie podejrzewała o taki czyn. A  teraz? Jestem wolna! Jestem singlem i mogę robić to na co mam ochotę. Nawet incydent z Castielem już tak nie ciążył. Zaczynałam od nowa...
Natychmiastowo spojrzałam na zegarek, który wyświetlał kilka minut po północy. Imprezowicze z domu na przeciwko stopniowo ulegali przerzedzeniu. Zapewne zostanie tam garstka najbliższych z otoczenia Castiela, czyli mój brat. Harvey był szaleńczo pociągający, a czerwone włosy, plus metalowy styl dodawały mu odpowiedniego uroku. Przyciągał dziewczyny jak lep na muchy, a jednakże był gburem. Wstrętnym, rozpieszczonym gburem i hipokrytą. To przez niego cierpiałam, kiedy wyjeżdżałam do Francji. To była jego wina, bo nie potrafił odwzajemnić tego co do niego czuję. A było to głębokie zauroczenie. A teraz? Wróciłam, szczęśliwa i wykształcona do starego miasta w którym się wychowałam, mając przy swoim boku wspaniałego chłopaka, który mnie wspierał. I do niczego pozytywnego to nie doprowadziło. Castiel ponownie miesza w moim życiu. Więc pobawię się w grę, którą sam wymyślił. Będzie jak myszka, która powoli wchodzi w pułapkę kota. Zemszczę się za wszystko, przy okazji nie mając na sumieniu biednego Nathaniela.
Szaleńczym tempem wybiegłam z domu, by jak najszybciej znaleźć się przed domem Castiela. Nie pukając weszłam do środka i tak jak się spodziewałam mój brat oraz jego przyjaciel siedzieli beztrosko na kanapie w salonie popijając pozostałości alkoholu po parapetówce.
- Koniec imprezy mała, wracaj do domu- Obwieścił mój brat z rozbrajającym uśmiechem wymalowanym na twarzy- Zaraz wychodzimy.
- Spoko, chętnie powłóczę się z wami- Odparłam nonszalancko obserwując Castiela, który aż zakrztusił się zawartością kieliszka.
- No chyba nie- Odrzekł po chwili Harvey, jednocześnie wstając i zakładając skórzaną kurtkę- Armin, zbieramy się.
- W sumie to zabierzmy ją ze sobą- Powiedział mój brat, który był gotów do wyjścia.
- Jesteś pewien? Zapytał lekko zirytowany Castiel.
- Jak najbardziej- Uśmiechnął się szaleńczo. Mój Boże... Gdybym ja tylko wiedziała co też takiego wykombinowali w tych swoich zapitych głowach...

* * *

Po dość długiej, przebytej drodze, w końcu znaleźliśmy się na opustoszałym terenie starego lotniska, które było zamknięte z przyczyn ekonomicznych.
Samochodem Castiela dojechaliśmy do jednej z płyt startowych. Dalej nie wiedziałam co też takiego ma się wydarzyć, ani co skłoniło tych dwóch głupców do przyjazdu w nocy na lotnisko. Nic tutaj nie miało  sensu.
Chłopcy wysiedli z samochodu zmierzając do jednego z hangarów, znajdującego tuż obok. Niechętnie wysiadłam z pojazdu podążając za nimi.
- Co my tutaj robimy? Pytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Chłopcy byli zbytnio zajęci otwieraniem starych zamków i kłódek z czym mieli poważny problem. Po wielu próbach i wypowiedzianych przy tym przekleństwach, zamki ustąpiły a moim oczom ukazały się dwa sportowe samochody. Wytrzeszczyłam oczy, i gdyby to było możliwe zbierałabym szczękę z podłoża.
- Boże- Wyszeptałam, zbliżając się stopniowo do czarno- czerwonego samochodu, który najbardziej przykuł moją uwagę. Błyszcząca karoseria, przyciemnianie szyby, spoilery i automatycznie otwierane drzwi. Odkąd żyję, nie dane mi było widzieć takiego pojazdu, aż do teraz. Drugie auto, żółto- fioletowe wyglądało całkowicie podobne, z tym iż to czarne miało w sobie pewien magnez, który mnie całkowicie do siebie przyciągał. Castiel nonszalancko wyjął kluczyki od wozów, rzucając jednym kompletem w stronę mojego brata.
- Co to za samochody? Zapytałam, kiedy w końcu mogłam przemówić.
- Nasze- Odparł Armin, opierając się o żółto-fioletowy wóz.
- Jak to wasze? Jak Boga kocham Armin, musiałeś okraść bank, żeby pozwolić sobie na coś takiego!
- To tylko nagroda, całkowicie legalna jakby nie było- Powiedział.
- N-nie to nie jest legalne! Krzyknęłam- W co wy się wpakowaliście! Okradliście jakiegoś dilera, czy co?!
- Zaraz sama się przekonasz- Dodał po chwili Armin, który całkowicie nie przejmował się moją dezorientacją.
- Dobra mała. Teraz kilka zasad- Dopowiedział Castiel, który jednocześnie otworzył drzwi od strony pasażera- Wskakuj.
- Tylko pamiętaj Castiel, bez głupstw. Nie chcę, żeby ona w tym uczestniczyła- Pogroził Armin, który zajął miejsce w swoim samochodzie, opuszczając hangar.
- Nigdzie nie wsiadam! Krzyknęłam, kiedy mój brat już odjechał- Chcę wracać do domu!
- Wsiadaj i niczego nie utrudniaj! Odpowiedział Castiel nieźle zbulwersowany- Jeśli nie uczynisz tego z własnej woli, to zrobisz to z moją pomocą.
- Nie! Zabierz mnie do domu! Krzyknęłam.
- Dobra, sama tego chciałaś- Odpowiedział, a następnie jednym ruchem przerzucił mnie przez ramię i posadził  na siedzeniu pasażera, zamykając pospiesznie drzwi. Ponieważ były automatycznie podnoszone do góry, nie miałam szans na ucieczkę. Nie do końca pojmowałam mechanizmu ich działania.
Castiel zajął miejsce za kierownicą, a następnie odpalił silnik, posiadający dość charakterystyczny, oraz głośny warkot, typowy dla sportowych samochodów.
Wyjechaliśmy z hangaru. Przez chwilę panowała między nami cisza. Siedziałam spięta i przeklinałam samą siebie za swój głupi pomysł zemsty na Castielu. Na obecną chwilę, chciałam cofnąć się w czasie, gdzie siedziałam w swoim pokoju i knułam ten cały plan. Gdyby to było możliwe, uderzyłabym się wtedy w głowę, a na pewno odpuściłabym z realizacji. Nie siedziałabym tutaj.
- Słuchaj mnie uważnie, bo nie lubię się powtarzać- Powiedział Castiel, który pruł z niezawodną szybkością po jednym z pasów startowych- Policja nie lubi naszego wyczynowego sportu, dlatego nie mów kim jesteś, jak się nazywasz, nie przedstawiaj się nikomu, a jeśli będziesz musiała to po prostu kłam.
- Jakiego sportu? Zapytałam niepewnie.
- Od czasu do czasu razem z Arminem bierzemy udział w nielegalnych wyścigach ulicznych. No wiesz, szybkie auta, głośna muzyka, nitro i gorące laski. Na pewno widziałaś takie akcje na filmach- Odparł uśmiechając się łobuzersko- Najczęściej walczymy o samochody, chociaż zdarza się że też o kasę, albo kobietę, jak kto woli. Ja preferuję samochody.
- Ja wysiadam! Krzyknęłam.
- Przy tej prędkości na pewno wyjdziesz z tego cało- Perfidnie się zaśmiał- Zaraz będziemy na miejscu. jeśli ktoś Cię zaczepi, powiedz że jesteś ode mnie, to nikt Cię nie ruszy.
- I to ma być dla mnie pocieszenie?!
- Raczej tak. I jeszcze jedno. Kiedy się zatrzymam, wysiadaj z samochodu i odsuń się od wszystkich. Jeszcze ktoś będzie chciał jechać z tobą podczas wyścigu.
- To tak można?! Nie chcę z nikim jechać!
- Każdy w samochodzie musi mieć kogoś na miejscu pasażera. Ten sport rządzi się własnymi prawami, słuchaj mnie to wyjdziemy z tego cało.
- Po co to robisz? Zapytałam- Po co to robicie obaj?! Może wam się coś stać, i co ja wtedy powiem rodzicom? Armin jest moim bratem, nie daruję sobie jeśli coś mu się stanie...
- A ja? Kim ja dla Ciebie jestem? Zapytał zjadliwie, gwałtownie zatrzymując auto. Gdybym nie miała zapiętych pasów, wyleciałabym przez przednią szybę.
- Nikim ważnym Castiel- Odpowiedziałam, a następnie opuściłam pojazd, kiedy w końcu udało mi się otworzyć te cholerne drzwi.
- Wmawiaj to sobie dalej- Odkrzyknął przez opuszczoną szybę- A teraz idź stąd jak najdalej, kiedy to się skończy, przyjadę po Ciebie- Następnie pojechał dalej.

* * *
Obracałam się wokół własnej osi. Ilość osób znajdujących się przy końcu lotniska była przerażająca. Głośna muzyka, dziewczyny skąpo ubrane w spódniczki i topy podkreślające, oraz mężczyźni bez przerwy polerujący swoje pojazdy przerażały mnie. Niepewnie przeciskałam się między nimi, wciąż obrzucona zaborczymi spojrzeniami. Szukałam miejsca, w którym mogłabym przeczekać całe to szaleństwo. Wpadałam w panikę. A co jeśli chłopcom coś się stanie? Bałam się. Dlaczego musieli mnie w to mieszać. Żyłabym lepiej, jeśli nie miałabym o niczym pojęcia. Nie musiałabym przeżywać tej wewnętrznej rozpaczy i smutku jaki mi ciąży odkąd się tutaj znalazłam. Wciąż przeciskająca się przez tłumy i cały gwar dalej nie widziałam sensu w tym co robią. Byli zbyt idealni. W szkole traktowani jako gwiazdy sportu, tutaj też cieszący się nie małą popularnością. Nic nie trzymało się kupy. 
- Uważaj jak chodzisz! Usłyszałam, kiedy niechcący potrąciłam jakąś dziewczynę- Zaraz! Stój! Ja Ciebie znam! Krzyknęła, łapiąc mnie gwałtownie za ramię, przez co stałam się jeszcze bardziej zauważalną. 
- Amber?!Odkrzyknęłam, kiedy w końcu spojrzałam dziewczynie w oczy- Co ty tutaj robisz? Zapytałam. Nie mogłam jej poznać. Zawsze ubierała się wyzywająco, ale teraz przeszła samą siebie. Krótkie spodenki, ledwo zasłaniające pośladki, stanik z przyszytymi cekinami, buty na platformie z wysokim obcasem, skórzana kurtka narzucona na ramiona, wyprostowanie włosy i jak zawsze tona tapety na twarzy. 
- Ja się powinnam o to zapytać!
Rozmowę przerwał nam mężczyzna, który podszedł do Amber obejmując ją gwałtownie.
- Kto to jest? Zapytał blondynkę, przeszywając mnie jednocześnie wzrokiem, przez co dostałam dreszczy.
- Nikt ważny- Odparła, składając chłopakowi namiętny pocałunek w usta.
- Wydaje się interesująca- Powiedział, przerywając pieszczotę- Może nas ze sobą zapoznasz?
- Ech, Gabi to jest Mateo, Mateo to jest Gabi- Powiedziała bez entuzjazmu- Chodźmy już, zaraz się zacznie- Powtarzała odciągając chłopaka, niestety bezskutecznie.
- Z kim tutaj przyjechałaś? Zapytał mnie, wciąż świdrując wzrokiem.
- Z Castielem... Odparłam zgodnie z prawdą. Miałam nadzieje, iż to wybawi mnie z opresji.
- Dziunia Castiela? To bardzo interesujące- Odpowiedział dogłębnie się nad czymś zastanawiając.
- Nie my nie...
- To będzie świetny wyścig, do zobaczenia skarbie- Odpowiedział muskając mój policzek, a następnie odszedł pozostawiając nas zdezorientowane.
- Zapłacisz mi za to! Syknęła Amber, by po chwili zostawić mnie samą.
- O co tutaj biega? Pytałam siebie w myślach, nie mogąc znaleźć na to żadnej sensownej odpowiedzi.

* * *
- Kupę lat Castiel! Wiedziałem, że kiedyś będę musiał ujrzeć tę parszywą gębę. W końcu wygrałem jego samochód. Pewnie przyjechał się zrewanżować- Pomyślałem, kiedy wysoki mężczyzna pojawił się obok mnie.
- A już myślałem że się nie spotkamy- Odparłem z cynicznym uśmiechem na twarzy.
- Jesteś zbyt pewny siebie- Odpowiedział chłopak nonszalancko opierając się o mój samochód- Może mały zakładzik, tak na poprawę humoru? Zapytał po chwili.
Coś tutaj śmierdziało. Nasze zakłady odbywały się zazwyczaj o samochody. Swój już stracił w poprzednim wyścigu. Nie miał mi nic do zaoferowania.
- Tak się składa, że przyjechałem tutaj z bardzo poważnym człowiekiem biznesu. Niedorzeczne było by odrzucić jego propozycję.
- Jakie warunki? Zapytałem zjadliwie.
- Nie ukrywam, że twoja dziewczyna przykuła naszą uwagę. Szkoda by było gdyby coś jej się...
- Zamknij się! Krzyknąłem- Ona nie jest moją dziewczyną- Odpowiedziałem, szukając wzrokiem Gabrielle, by upewnić się że mnie posłuchała.
- Och, w takim razie wybacz. Myślę że szef będzie już wystarczająco zadowolony- Odparł powoli odsuwając się ode mnie.
- Gdzie jest Gabi!? Zapytałem, łapiąc blondyna gwałtownie za ramię.
- Czyli jednak zainteresowany? Odpowiedział Mateo podekscytowany.
- Jakie są warunki? Powtórzyłem pytanie. Wiedziałem że ta wredota wpakuje się w tarapaty, jak miała w zwyczaju. Zaczynałem żałować że posłuchałem Armina.
- Więc tak. Ścigamy się jak standardowo, jeśli przegrasz zabieramy dziewczynę.
- A co jeśli wygram?
- Zabierasz dziewczynę, i auto szefa- Odparł beznamiętnie- Ciężko będzie. Pan Volt lubi otaczać się najlepszymi kierowcami...
- Mam warunek- Odpowiedziałem, wciąż zaciskając mocniej rękę na ramieniu chłopaka.
- Ach tak? Pan Volt nie lubi warunków. To ty masz się przystosować.
- Przekaż Voltowi czy jak mu tam, że dziewczyna jedzie ze mną.
- Zgoda, porozmawiam z nim o tym- Odrzekł, odchodząc w nieznanym mi kierunku...
Tak właśnie zaczęła się najprawdziwsza walka o Gabrielle, z tymi ludźmi nie warto było ryzykować.

* * *
- Wypuść mnie bydlaku! Krzyczałam, kiedy siedziałam w nieznanym mi samochodzie. Kiedy ten cały Mateo odszedł, jakiś wysoki mięśniak złapał mnie gwałtownie, popychając do jednego z stojących pojazdów nieopodal wysokiego wzgórza, na które zamierzałam się wdrapać. Czułabym się tam bezpieczna i widziałabym wszystko z góry. 
- Zamknij się! Usłyszałam w odpowiedzi. Wolałam już siedzieć cicho. I tak by mnie nikt nie usłyszał, więc na pomoc nie miałam co liczyć. Automatycznie przypomniały mi się słowa Castiela, który nakazał mi się powołać na niego. To wprowadziło mnie jeszcze w większe kłopoty. 
- Nigdy nie ufaj Castielowi- Wyszeptałam, składając przy tym obietnicę, której nie zamierzałam złamać do końca swoich dni. 
Barczysty mężczyzna wykonał telefon, przez który mówił, że wszystko ze mną w porządku i zachowuję się w miarę możliwości grzecznie. Też mi coś. Korzystając z nadarzającej się okazji, powoli i bez hałasu, zaczęłam otwierać drzwi. Kiedy w końcu udało mi się odchylić na wystarczającą szerokość, czym prędzej wyprułam z samochodu, biegnąć jak najszybciej, tak by mężczyzna nie był w stanie mnie złapać. Moja wolność nie trwała długo, ponieważ ponownie na kogoś wpadłam. Osoba gwałtownie mnie objęła i przeniosła za swoją posturę. Kiedy otworzyłam oczy, ujrzałam przede mną Castiela, który wciąż trzymał mnie za dłonie, tak bym nie postanowiła uciekać dalej. Na chwilę odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej miałam poczucie że przy nim nic mi nie grozi. 
- Puść ją! Usłyszałam. Delikatnie wyjrzałam zza postury Castiela, by zobaczyć przed nim mężczyznę, który pilnował mnie w samochodzie. Był strasznie zmęczony przez dystans który zdążyłam przebiec. Powinnam pomyśleć o karierze zawodowego biegacza, ponieważ mężczyzna stal, pochylając się ku podłożu, a z jego czoła spływały krople potu. To musiała być dla niego męczarnia, tak biec za nieznajomą dziewczyną, a nawet nie być w stanie jej złapać. Miałam ogromną satysfakcję z tego wyczynu. 
- Twój Valt czy jakoś tak, nakazał mi po nią przyjść, więc jestem- Odpowiedział sarkastycznie Castiel. 
- Pan Volt debilu! 
- Nieistotne, zaraz zaczynamy wyścig- Odpowiedział, przyciągając mnie do siebie- Gabi, mamy poważne kłopoty- Powiedział, przytulając mnie do siebie. Poczułam przeszywające mnie zimne dreszcze po całym ciele. Naprawdę wpadliśmy w tarapaty... 

* * *

- Zabiję Cię! Krzyczał Armin, kiedy w końcu dowiedział się o całej sytuacji.
- A kto kurwa wpadł na genialny pomysł zabrania jej tutaj?!
- Miałeś się nią zaopiekować! Ty idioto, jesteśmy skończeni!
Stałam tak nieopodal nich i słuchałam jak zawzięcie się kłócą. Nie wiele brakowało, a doszło by nawet do rękoczynów. Zachowywali się jak typowe dzieciaki.
- Ona nigdzie nie pojedzie! Gabi, wracamy do domu- Odparł Armin, zaciągając mnie do swojego samochodu.
- Zapomnij, wszędzie stoją kolesie od tego całego Valta- Odparł Castiel, nerwowo zaciągając się dymem z papierosa.
- To jest Volt! Krzyknęliśmy jednocześnie z Arminem.
- Volt, Valt.. nieistotne. Mamy przesrane!
- A nie łatwiej będzie jeśli w końcu pojadę z Castielem? Zapytałam niepewnie. Chłopcy spojrzeli na siebie groźnym wzrokiem.
- Ile razy wygrałeś? Zapytałam, łapiąc czerwonowłosego za ramię.
- Czy to ważne...- Odpowiedział.
- Bardzo ważne, bo wygrasz ten wyścig, wrócimy do domu i zapomnimy o tym zdarzeniu!
- Dalej się nie zgadzam! Powtarzał Armin.
- Braciszku, uspokój się- Poklepywałam czarnowłosego po plecach- Wrócę przecież!
- Chodźmy już, z tego co słyszałem Valt bywa strasznie niecierpliwy- Mówił gasząc resztki papierosa.
- Volt, Castiel, Volt- Odparłam, a następnie poszłam za Harvey'em. Miałam nadzieje, że wszystko zakończy się pozytywnie.





Rozdział niedokończony. Wrzuciłam tak jak zostawiłam, bo nie miałam za bardzo czasu, a chciałam dotrzymać słowa. Trochę słaby, i z góry przepraszam za ewentualne błędy. Nie wiem kiedy kolejny, ponieważ są wakacje i wiadomo że każdemu z nas należy się odpoczynek ;d Pozostaje mi oczywiście życzyć najlepszych wakacji i przede wszystkim bezpiecznych <3 <3 Trzymajcie się cieplutko :***
















         

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział VII '' Kiedy ciało jest smutne, serce powoli umiera''

          Godzina siedemnasta trzydzieści, a Nathaniela wciąż nie ma. Zaczynałam się martwić. Co jak co ale mój chłopak należał do osób punktualnych, a jeśli już miał się spóźnić to z pewnością zostałabym o tym poinformowana. Siedziałam na łóżku przygotowana na naszą randkę, trzymając w dłoni telefon. Próbowałam się do niego dodzwonić, jednakże przez cały ten czas zgłaszała się automatyczna sekretarka. Nie wiem jak zdołał przekonać moich rodziców, ale postanowili odwołać mój szlaban. Tata jak zwykle siedział dłużej w kancelarii, natomiast mama przebywała w salonie ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa wspominając stare czasy przy lampce wina. Armin zamknął się w swoim pokoju z kolejną dziewczyną, a Alexy uczył się na test, który miał być w przyszłym tygodniu. Wstałam z łózka, powoli przechadzając się po pokoju, od czasu do czasu wyglądając przez okno. Przy ulicy na której mieszkam panował istny chaos, w postaci kilku ciężarówek zajmującymi się usługami przeprowadzki. Usiadłam na parapecie i cały czas obserwowałam ludzi kręcących się po ulicy, którzy przenosili meble, oraz kartonowe pudła do domu stojącego dokładnie na przeciwko mojego. Wśród osób pomagających zauważyłam dość charakterystyczne czerwone włosy. Wytężyłam wzrok i przyjrzałam się dokładniej. Po chwili nie miałam już żadnych wątpliwości. To był Castiel. Castiel Harvey będzie moim sąsiadem...
          Dom Pani Musset, stał pusty przez co najmniej pół roku. Kobieta była starszą osobą i dość dobrze radziła sobie z codziennymi obowiązkami. Rodzina, choć mieszkała daleko interesowała się losami staruszki i nigdy nie zostawiali jej bez opieki. Niestety, w kwiecie wieku kobieta trafiła do domu Spokojnej Starości, gdzie zmarła. Rodzina postanowiła sprzedać pokaźny dom i podzielić się majątkiem. Jednakże nigdy nie spodziewałabym się dnia w którym nazwałabym Castiela ''sąsiadem''.
Do mojego pokoju wparował Armin ze swoją dziewczyną. Zapomniałam, że moja prywatność dla mojego brata nie miała jakiegokolwiek znaczenia, więc przywykłam do takich sytuacji. Jak zwykle usiadł na moim łóżku, zjadliwie mi się przyglądając.
- Jakiś problem? Zapytałam.
- Zauważyłaś co się dzieje za oknem? Odpowiedział bacznie mi się przyglądając.
- Jakiś czas temu...
- Jego rodzice wrócili...- Odpowiedział, jednocześnie przerywając moją wypowiedź.
- No to jestem pod wrażeniem- Odpowiedziałam cynicznie wciąż spacerując po pokoju.
- Jakie plany na dzisiejszy wieczór? Zapytał brat po chwili, przy okazji zmieniając temat.
- Mam randkę z Nathanielem.
- No to może zamiast randki z głupim blondaskiem skoczymy do Castiela?
- Niby po co?
- Robi skromną imprezę dla przyjaciół. W końcu Wy kiedyś...
- Skończ! Nie mogę, może innym razem, a teraz chciałabym żebyście opuścili mój pokój, muszę się jeszcze przygotować- Odparłam dając aluzję do tego by mnie zostawili samą.
- Armin, twoja siostra to straszna nudziara. Aż trudno mi powiedzieć, że jesteście rodzeństwem.
- Ma gorszy dzień, chodźmy lepiej zanim wyrzuci nas stąd siłą- Odpowiedział w między czasie  pociągając dziewczynę za rękę bym mogła w końcu zostać sama.
          Kolejny wykonany telefon do Nathaniela i kolejny brak odpowiedzi. Godzina dwudziesta pierwsza. W końcu zasnęłam, licząc po części na to, że obudzę się obok blondyna, który wyjaśnia mi wszystko i w uspakajającym geście głaszcze mnie po plecach. Tak nie było. Byłam sama, a nawet nie wiedziałam dlaczego. Ogarnęła mnie złość. Gwałtownie wstałam z łóżka. Miałam już dość czekania. Nawet jego rodzicie nie odbierali telefonu, a nie poniżę się na tyle by dzwonić do Amber. Ponownie podeszłam do okna. Tak jak wspominał Armin ta ''skromna impreza'' trwała w najlepsze. Nie byłam w stanie zliczyć osób się tam bawiących. Ale skoro mój chyba jeszcze chłopak mnie wystawił to dlaczego nie miałabym tam pójść i po prostu się zrelaksować? To jest całkiem dobry pomysł. Wychodząc ze swojego pokoju, sprawdziłam pozostałe pomieszczenia, by upewnić się że nikogo nie ma w domu. Dziwne... Nawet mama gdzieś zniknęła. Podeszłam do kuchennego blatu, wyjęłam z szuflady czerwony notesik i napisałam gdzie się znajduję. Narzuciłam na siebie czarną bluzę Alexego i podeszłam pod dom od teraz należącego do Państwa Harvey'ów. Nie musiałam nawet pukać, kiedy z miejsca zostałam pociągnięta za rękaw do środka.
- Alexy?! To ty też? Zapytałam zdziwiona.
- Dymitry mnie tutaj przyprowadził- Odrzekł, rozglądając się nerwowo.
- Myślałam, że chcecie ukryć wasz związek.
- Tak, to znaczy chcieliśmy, ale Dymitry tak bardzo nalegał. Powiedział, że zostanę bardziej zaakceptowany jeśli w końcu się ujawnimy.
- To ma sens, ale czy jesteś na to gotowy? Zapytałam obserwując brata.
- Nie wiem Gabi, naprawdę nie wiem, strasznie się boję...
- W takim razie zabierz Dimitriego do nas i spędźcie ten czas razem- Uśmiechnęłam się pocieszająco.
- A rodzice? Zapytał niepewnie.
- Nie ma nikogo w domu i chyba nie zanosi się na to by ktoś tam prędko wrócił, a nawet jeśli to zawsze możesz powiedzieć że Dymitry to twój kumpel i przyszliście pograć na konsoli Armina.
- Dobrze w takim razie pójdę go poszukać- Odparł pozostawiając mnie po chwili w holu pełnym nieznanych mi ludzi.
          Niepewnie podążając po znanych mi doskonale pomieszczeniach rozglądałam się w poszukiwaniu Castiela, Armina, albo kogokolwiek kogo znam. Jak na zawołanie przy mnie znalazła się Rozalia. Było na tyle głośno, że nie mogłam zrozumieć tego co do mnie mówi. W końcu zdenerwowana złapałam dziewczynę za rękę i pociągnęłam w kierunku ogrodu, gdzie choć przez chwilę nie słyszałam głośniej muzyki dobiegającej z wnętrza.
- Rozalia coś się stało? Zapytałam, kiedy dziewczyna patrzyła na mnie ze współczuciem i zrozumieniem.
- Chciałabym wiedzieć jak znosisz to wszystko- Odparła bez chwili wahania.
- To znaczy?
- No wiesz, po tym całym zerwaniu.
- Roz... Czy tobie już całkowicie alkohol uderzył do głowy?! Po jakim zerwaniu? Zapytałam z wypisaną na twarzy dezorientacją.
- Jak to? No przecież ty i Nathaniel już nie jesteście razem... Czy jesteście? Pogubiłam się już! Krzyknęła.
- Dalej nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Nathaniel tutaj jest. Pije razem z twoim bratem i Irys. Z tego co zdążyłam usłyszeć to Nathaniel się o czymś dowiedział, tylko nie wiem o czym, a potem mówił że to już skończone i tak dalej- Opowiadała.
- Nathaniel się dowiedział... wyszeptałam, następnie pospiesznie wbiegłam do środka w poszukiwaniu blondyna. Nie wiedziałam czemu to robię... Skoro się dowiedział to na co ja liczę? I kto był na tyle inteligentny, by mu o tym powiedzieć? No tak, Castiel, bo przecież kto inny. Byłam wściekła, tak bardzo że zaczęłam płakać. Wciąż wbiegałam do pomieszczeń zanosząc się coraz większym płaczem. Inni uczestnicy domówki patrzyli na mnie jak na kretynkę. Co robić? Szukać go i próbować się wytłumaczyć, czy może uciec stąd jak najdalej i nigdy nikomu się nie pokazywać? Castiel i ja... To mój największy błąd w życiu jaki popełniłam.
- Co się dzieje? Usłyszałam, kiedy poczułam jak na kogoś wpadam. Powoli uniosłam głowę ku górze i zobaczyłam Castiela, który trzymał mnie za ramiona i lekko mną potrząsał.
Nie czekając na nic uderzyłam go w twarz. A potem zamarłam... Chłopak złapał się za policzek na którym widniał ślad po mojej dłoni.
- Ogarnij się dziewczyno! Krzyknął.
- Jak mogłeś mi to zrobić?!
- O czym ty mówisz do jasnej cholery?!
- Powiedziałeś Nathanielowi, o tym co sobie zaplanowałeś w tej swojej chorej głowie, jak mogłeś! Sama bym mu wszystko wyjaśniła! Nienawidzę Cię- Odkrzyknęłam, ponownie zamierzając się do uderzenia Harveya. Ten jednak złapał mnie mocno za rękę, a następnie wepchnął mnie do pokoju znajdującego się za nami, zamykając za sobą drzwi.
- Natychmiast mnie stąd wypuść! Krzyczałam.
- Zamknij się w końcu i mnie wysłuchaj! To nie ja powiedziałem Nathanielowi, nawet nie wiem czy mówimy o tym samym- Powiedział spokojnie, powoli do mnie podchodząc.
- Nie wykręcisz się! Nie tym razem- Powtarzałam wciąż płacząc- Lubisz się wtrącać tam gdzie nie powinieneś, prawda?
- On nie wie... nie ode mnie- Powiedział.
Jeśli czerwonowłosy mówi prawdę to oznaczałoby to, że jeszcze nie wszystko stracone? W takim razie o czym Nathaniel się dowiedział?
Otarłam pospiesznie łzy rękawem, a następnie zręcznie wyminęłam Harvey'a i opuściłam pomieszczenie. Wychodząc z niego zauważyłam Nathaniela, który zostaje wyprowadzony na zewnątrz przez mojego brata. Natychmiast wybiegłam za nimi.
- Boże, Nathaniel co się stało? Mówiłam, stojąc przy ledwo przytomnym blondynie.
- P-przepraszam- Odpowiedział, a następnie zwymiotował na buty Armina.
- Zabiję go! Krzyczał czarnowłosy, kiedy w końcu Nathaniel położył się bezwładnie na ziemi.
- Odkupię Ci te buty, ale pomóż mi zaprowadzić go do nas, proszę- Powiedziałam patrząc na Armina.
- Idę z wami- Dopowiedział Castiel, który mimowolnie znalazł się przy nas. Razem z Arminem złapali Nathaniela obejmując go w pasie i w taki sposób prowadzili go do naszego domu. Pomimo tak krótkiego dystansu Nathaniel zdążył po drodze zwrócić zawartość żołądka jeszcze dwa razy.
- Dobra, wali od niego na kilometr, trzeba go wrzucić do wanny to przynajmniej szybciej wytrzeźwieje- Stwierdził Armin, kiedy znajdowaliśmy się w przedpokoju.
- Możemy spróbować go utopić- Odpowiedział Castiel, przyglądając się blondynowi z założonymi rękoma na piersi.
- Zamknij się! Odparłam- Pójdę nalać wody do wanny, a wy w tym czasie przenieście go pod drzwi od łazienki- Nie napotkałam żadnego sprzeciwu...
         Pospiesznie weszłam na górę, przy okazji zatrzymując się przy pokoju Alexego. Zapukałam mocno do drzwi, by prosić brata o pomoc. Po chwili pojawił się w drzwiach. Za jego postacią ujrzałam najpewniej Dymitriego. Wyglądał jak prawdziwy Bóg. Jego długie brązowe włosy sięgające za pas, ciemnobrązowe oczy zrobiły na mnie wrażenie. Mój brat poznał prawdziwego mężczyznę, a co najlepsze! Jest z nim szczęśliwy. Delikatnie się uśmiechnęłam i wyjaśniłam bratu zaistniałą sytuację związaną z Nathanielem, oczywiście pomijając pewne szczegóły. Ten bez oporów podszedł do łazienki, gdzie wszyscy na niego czekali. Wchodząc do środka, przygotowałam ręczniki, a następnie nalałam wodę do wanny. Chłopcy w tym czasie usiłowali rozpiąć koszulę Nathanielowi co nie do końca szło po ich myśli.
- Dobra zostawicie to, sama się tym zajmę- Odparłam, kiedy widziałam jak wszyscy szarpią za guziki.
- Olać to. Wrzucimy go w ubraniach- Odpowiedział Armin, dając znać by reszta mu pomogła.
Po chwili mój chłopak leżał bezwładnie w wannie, a ja podtrzymywałam mu głowę. Wszyscy czekaliśmy w ciszy, aż w końcu Nathaniel się ocknie.
- Gdzie ja jestem? Usłyszałam chrapliwy głos blondyna, który powoli podnosił się o własnych siłach.
- Cii, nic nie mów- Odparłam.
Castiel w tym czasie prychnął z niezadowolenia a następnie opuścił mój dom, mówiąc coś jeszcze, że ma do ogarnięcia pijanych nastolatków przebywających po drugiej stronie ulicy.
Nathaniel sam, o własnych siłach wyszedł z wanny. Ja w tym czasie prosiłam Alexego by pożyczył mu ubrania, przez co w łazience zostaliśmy sami. Nathaniel zdjął mokre rzeczy, a następnie owinął się w ręczniki, które dla niego przygotowałam.
- Musimy porozmawiać Gabrielle- Odparł bardzo poważnym tonem, przez co dostałam gęsiej skórki...





Za ewentualne błędy bardzo przepraszam, ale strasznie spieszyłam się by w końcu dodać nowy rozdział.
Szczególne podziękowania dla Neko Czi, która po raz kolejny mnie nie zawiodła i jestem strasznie dumna z tego jak wspaniałym czytelnikiem się okazała, dziękuję Ci za wszystko ;*
Co do pozostałych... Blog posiada opcję '' Obserwatorzy''. Mam coraz mniej czasu, przez co faktycznie nie wyrabiam się z dodawaniem rozdziałów na czas, a przypominam że łącznie z tym mam trzy blogi do prowadzenia... Jeśli ktoś jest tak strasznie niecierpliwy to polecam skorzystać z wyżej wymienionej opcji i nie powinno być problemu ; )
Następny rozdział pojawi się nie wiem kiedy... Brakuje mi tak zwanej weny twórczej i jakiejkolwiek motywacji. Jak się pojawi to się pojawi.
Neko Czi... Błagam Cię! Przyjmij mnie w końcu do kręgu znajomych, albo pochwal się swoimi blogami  bo naprawdę jestem ciekawa twojej twórczości ;D
Koniec kazania :P
Pozdrawiam.











niedziela, 12 maja 2013

Rozdział VI ''Nadmiar smutku się śmieje. Nadmiar radości płacze''

- Jest coraz gorzej! Mamrotałam kiedy, widziałam jak chłopcy na boisku popadają w coraz większą depresję.
Obserwując wahający się wynik, popadałam w paranoje.
- Może powinnaś z nimi porozmawiać podczas przerwy? Zaproponował Nathaniel.
- To i tak nic nie da, już sam fakt że w przeciwnej drużynie jest Zelon świadczy o porażce naszej szkoły- Odpowiedziałam.
- Jaki Zelon? Skąd go znasz? Zapytał Nathaniel, wpatrując się wielkimi, niebieskimi oczami w moją postać.
- Zelon to ksywka. Nikt nie ma pojęcia jak chłopak się naprawdę nazywa. Tak czy inaczej to godny przeciwnik Dajana, raz udało mi się z nim konkurować i zostałam bez szans. To chłopak maszyna, nie mam pojęcia jak można pokonać jego taktykę- Mówiłam obserwując Zelona, który zabawiał publiczność w czasie przerwy. Cyniczny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nie zmienił się od naszego ostatniego spotkania.
Po chwili napotkałam wzrokiem Castiela, który najprawdopodobniej mnie wołał. Pospiesznie wstałam i podeszłam bliżej boiska.
- O co chodzi? Zapytałam, kiedy znalazłam się przy Castielu.
- Trener uważa, że to przez brak dopingu...- Odpowiedział.
Powoli rozejrzałam się dookoła. Faktycznie, w zupełności nikt nie dopingował naszej drużynie. Z naszej strony panowała absolutna cisza...
- Wpadłem na pewien pomysł i jesteś mi do tego potrzebna- Kontynuował czerwonowłosy.
- Jaki pomysł? Zapytałam, a w moich oczach pojawiły się małe iskierki.
- Na samym końcu sali, wchodząc po schodach, znajdziesz się dokładnie nad salą, czyli w szkolnym radiu. Pójdziesz tam z kilkoma osobami i zrobicie doping. Rozbawicie towarzystwo na trybunach. Mogę na Ciebie liczyć? Zapytał, kiedy dalej obserwowałam wejście do szkolnego radia.
- No dobra! Postaram się- Odpowiedziałam z entuzjazmem.
Przybiliśmy piątkę na pożegnanie i poszłam szukać swoich koleżanek z którymi dotychczas nie miałam okazji rozmawiać. Stojąc przy wejściu na trybuny, gdzie siedzieli uczniowie z naszej szkoły gorączkowo rozglądałam się za dość barwną postacią naszego Liceum, a mianowicie Rozalią, która powinna się wyróżniać swoimi długimi, srebrnymi włosami. Nie pomyliłam się. Dziewczyna siedziała znudzona, oglądając gazetę, dokładnie na samej górze.
- Roza! Krzyknęłam.
Dziewczyna rozglądała się w poszukiwaniu osoby, która ją woła.
- Tutaj na dole! Pomachałam jej i po chwili dziewczyna mocno mnie przytuliła.
- Myślałam, że się do mnie nie odzywasz! Powiedziała, kiedy w końcu mnie puściła.
- Nie to nie tak, po prostu nie miałam czasu się ze wszystkimi przywitać! Zmieniłaś się! Co zrobiłaś z ubiorem? Zapytałam zaciekawiona, kiedy moja była przyjaciółka ubrana była w długie wiktoriańskie kozaki, krótką, białą sukienkę z nałożoną kamizelką podcinaną pod biustem, oraz odchodzący od kamizelki płaszcz, sięgający do ud dziewczyny, rozcięty na dwie połowy. Podobne noszą pianiści na ważnych występach.
- Och no wiesz... Moda się zmienia, poza tym teraz mam wzięcie na styl Wiktoriański- Odpowiedziała z entuzjazmem.
- Chciałabym jeszcze chwilę z tobą porozmawiać i dowiedzieć się co się zmieniło przez ten czas, kiedy mnie nie było, ale bardzo, ale to bardzo potrzebuję pomocy- Powiedziałam, łapiąc dziewczynę za rękę i powoli zaciągając ją do szkolnego radia.
- O co chodzi? Zapytała zdezorientowana.
- Musimy rozgrzać widownie. W tym celu wejdziemy do szkolnego radia, włączymy muzykę, a potem wybiegniemy na trybuny i zaczniemy dopingować! Odpowiedziałam, choć sama nie wiedziałam dlaczego to robię i czy nawet się odważę na coś takiego.
- Świetnie, w takim razie, musimy jeszcze znaleźć Sucrette i Iris!
- Sucrette? To jakaś nowa uczennica? Zapytałam zdezorientowana.
- Kiedy ty wyjechałaś do Francji, Su właśnie stamtąd przyjechała... Rok się skończył, ty wróciłaś, a ona postanowiła zostać. Tylko błagam Cię, nie obrażaj jej intelektu. Jest trochę dziecinna, ale uwierz mi, czasami ma dobre pomysły.
- Dobrze, w takim razie poszukaj tej całej Su, a ja pogadam z Iris i spotkamy się przed wejściem do radia. Tylko Rozalia! Błagam pospiesz się, to ma być szybka akcja! Krzyknęłam do oddalającej się Rozy.
- Oczywiście! Odkrzyknęła w odpowiedzi.
Rozglądałam się nerwowo w poszukiwaniu Iris. Wiedziałam jak wygląda, tylko mój problem stanowił fakt, iż nigdy z nią nie rozmawiałam. Miałam tak po prostu podejść? I co mam jej powiedzieć? Nieciekawa sytuacja.
          Znalazłam ją. Siedziała samotnie, niedaleko mnie, w pierwszym rzędzie. Z niepewnością i lekkim strachem postanowiłam do niej podejść. Stanęłam na wprost niej, a ona nawet nie zwróciła na mnie uwagi.
- Przepraszam, Iris? Zapytałam.
Dziewczyna nawet nie odpowiedziała. Wyglądała jakby płakała.
- Nie zwracaj na nią uwagi, ma gorszy dzień- Odpowiedziała jej koleżanka.
- W porządku, chciałam tylko zapytać czy byłaby w stanie nam pomóc...- Nie dokończyłam zdania, gdyż Iris lekko mnie odepchnęła i wybiegła z sali gimnastycznej zanosząc się płaczem.
- Przepraszam za nią, ale odkąd nie układa jej się z Castielem... Przepraszam, lepiej pobiegnę za nią- Odpowiedziała czarnoskóra i również opuściła salę.
- Nie układa jej się z Castielem? Ty parszywa gnido! Pomyślałam, kiedy spojrzałam na rozbawionego czerwonowłosego, siedzącego na ławce. Przerwa jeszcze trwała, a ja już miałam ochotę opuścić szkołę i uciec od tego całego misternego planu działania. Jak on mógł?! Ze mną! A jeśli ona wie?! A jeśli Nathaniel się dowie?! Powtarzałam w myślach popadając w histerię. Jaka ja jestem żałosna- Syknęłam.
          Podeszłam do schodów na które bezwładnie opadłam. Czekałam pod szkolnym radiem na dziewczyny. W końcu je zobaczyłam.
- Gabi, poznaj Su- Powiedziała Rozalia, przedstawiając nas sobie.
Podałyśmy sobie dłonie na przywitanie i ponownie usiadłam.
- A gdzie Iris? Zapytała Roza.
- Dowiedziałam się tylko tyle, że ma gorszy dzień i raczej nie jest w stanie nam pomóc- Odpowiedziałam bez entuzjazmu.
- Och, jak mogłam zapomnieć! Krzyknęła srebrnowłosa.
- Zapomnieć o czym? Zapytałam, wpatrując się wnikliwie w dziewczynę.
- Bo widzisz... kiedy wyjechałaś....Castiel chciał Ci zrobić na złość i związał się Iris- Mówiła to wszystko z wielkim trudem.
- Ej ej ej! Moment bo nie rozumiem! Przecież to ja byłam zauroczona Castielem, więc dlaczego ta czerwona małpa chciała mi zrobić na złość?! Krzyknęłam.
- Chyba nie do końca tak było, skoro po twoim wyjeździe odseparował się od całej szkoły. Poza tym Gabi... Nawet wtedy gdy miałaś okulary i aparat na zębach, byłaś całkiem atrakcyjną dziewczyną w szkole. Taka bezradna. Castiel cały czas Ci dokuczał pamiętasz? Lubił Cię skoro, spędzaliście ze sobą mnóstwo czasu.
- Może masz racje, ale wtedy Castiel tak strasznie mnie upokorzył! Dziwię się czemu nadal z nim rozmawiam.
- Dalej wspominasz ten głupi zakład? Nie wiedziałam że jesteś aż tak pamiętliwa.
- Oj Roza, jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz... Dobra skończmy ten głupi temat i po prostu weźmy się do roboty! Krzyknęłam z entuzjazmem i podbiegłam do drzwi od szkolnego radia.
Ostrożnie weszłam do środka. Na całe szczęście nikogo tam nie było, więc pospiesznie przywołałam dziewczyny do siebie.
- Dobrze, że zabrałam ze sobą to! Powiedziała Rozalia, wyciągając z torby swoje mp3.
Podłączyłyśmy je do urządzeń i już po chwili w sali rozbrzmiewała głośna muzyka.
Wszyscy spojrzeli w stronę radia. Castiel tylko wzruszył ramionami i czekał na naszą dalszą akcje.
- Dziewczyny, to co macie na sobie... mogę to troszkę pociąć? Zapytała rozbawiona srebrnowłosa z nożyczkami w dłoni.
Spojrzałam na wystraszoną Su, która również nie rozumiała zamiarów naszej pokręconej koleżanki.
- Roza? Co chcesz zrobić z tymi nożyczkami? Zapytałam podejrzliwie.
- Och, no wiesz... Podciąć troszkę tutaj i tutaj- Powtarzała, dotykając moich ubrań- To jak będzie? Ponowiła pytanie z typowym błyskiem w oczach.
- Jak za starych dobrych czasów! Powiedziałam ze śmiechem, pozwalając przyjaciółce brać się do roboty.
- To na pewno bezpieczne? Pytała Su, kiedy nadeszła jej kolej.
- Oczywiście! Wyskoczymy na trybuny, troszkę rozbawimy towarzystwo, a żeby było zabawnej musimy wyglądać bardziej seksownie! Krzyknęła Rozalia, kiedy już zdejmowała bluzkę z zdezorientowanej brunetki.
Moje miętowe rurki, z wysokim stanem stały się krótkimi spodenkami, ledwo zasłaniającymi pośladki, natomiast granatowa, zwiewna koszulka została podcięta, prawie pod sam biust. Rozpuściłam włosy, które sięgały mi do pasa. Dobrze że miałam koturny. Nie potrafiłam się przyzwyczaić do obecnego wizerunku, ale kiedy była ze mną Roza cały strach ze mnie uleciał. Dlatego właśnie uwielbiałam spędzać z nią wolne chwile.
- Świetnie! Wyglądacie jak prawdziwe...
- Nie kończ Roza! Wiemy jak wyglądamy- Przerwałam dziewczynie, a następnie wszystkie wybuchłyśmy śmiechem. Su wyglądała z nas najlepiej. Jej długie spodnie, również stały się krótkimi spodenkami, do tego była w samym staniku, z narzuconą marynarką na ramiona, natomiast Rozalia, zrzuciła zwój kubraczek, zdjęła sukienkę formując z niej spódniczkę i również występowała w samym staniku. Kiedy Dyrektorka to zobaczy, chyba przestanę być jej ulubienicą. Czasami jednak warto się poświęcić, w końcu raz się żyje...
          W ten sposób wybiegłyśmy na trybuny zachęcając wszystkich do dopingu. Skakałyśmy do rytmu muzyki. Wszyscy na nas patrzyli. Uchwyciłam spojrzenie Castiela, który patrzył na mnie z satysfakcją, a jego wzrok mówił '' To moje dzieło'', widziałam również zaskoczonego Armina, oraz jego kolegów z drużyny, którzy wręcz ślinili się na nasz widok. Drużyna przeciwna była całkowicie zdezorientowana.  Zelon mnie rozpoznał, chyba nie mógł uwierzyć w to co widzi. Trybuny szalały. Wszyscy nam pomagali w dopingu. Widziałam rozżalonego Nathaniela, który pospieszne opuścił salę gimnastyczną, wraz z Melanią. Miałam ochotę za nim wybiec, ale nie mogłam. Musiałam dokończyć to co zaczęłam. Przeklęta Melania pewnie go teraz będzie pocieszać- Karciłam się w myślach.
          Chłopcy rozpoczęli mecz, oczywiście z małą pomocą widowni i nas. Do końca meczu zostało sześćdziesiąt sekund. Armin i Castiel co chwilę podawali sobie piłkę i biegli w kierunku kosza przeciwników. Wystarczył by rzut za trzy punkty i wychodzimy na prowadzenie. Ostatecznie przy piłce został Castiel. Szykował się do rzutu. Podskoczył i... trafił! Szkoła Słodki Amoris świętuje dzisiaj zwycięstwo!
Wszyscy na trybunach szaleli ze szczęścia, a my z dziewczynami zrobiłyśmy typowy przyjacielski uścisk! Było naprawdę warto. Widziałam wkurzonego Zelona, który rzucał przekleństwami w kierunku Castiela. Jeszcze trochę i dojdzie do bójki. Na całe szczęście trener ze wszystkim sobie poradził i rozdzielił chłopaków, którzy wyszli świętować na dziedzińcu, a za nimi wszyscy uczniowie, łącznie z nami.
- Gabi, nie spodziewałem się tego po tobie! Powiedział Armin mocno mnie przytulając, kiedy udało mi się podejść do niego.
- Sama się tego po sobie nie spodziewałam!  A teraz błagam, musisz mi coś dać do przebrania, jeśli rodzice mnie zobaczą w takim stanie, to mogę się wyprowadzić! Jeszcze trochę i zaraz wyskoczą mi pośladki! Powtarzałam skrępowana.
- Już w porządku! Chodź do szatni, założysz moją koszulkę, ale z dołem będziesz jakoś musiała sobie poradzić bo nie posiadam żadnych damskich spodni- Odpowiedział ewidentne rozbawiony.
- Niech będzie.
          Kiedy wyszłam z szatni, w czarnej koszulce Armina, którą włożyłam do spodenek, postanowiłam udać się do pokoju gospodarzy, gdzie z pewnością zastanę Nathaniela. Nie chciałam, aby się na mnie złościł. Poza tym jeśli uda mi się wyjść z nim dzisiaj wieczorem, to chcę mu powiedzieć o zajściu z Castielem. Tak postanowiłam.
- Nathaniel, mogę wejść? Pytałam, kiedy pukałam do drzwi.
W końcu chłopak postanowił mnie wpuścić. Usiadłam na fotelu przy jego biurku i cały czas na niego spoglądałam. Blondyn mnie ignorował, ponieważ przekładał dokumentację szkolną.
- Możemy porozmawiać? Zapytałam, kiedy w końcu udało mi się go złapać za dłoń.
- O czym chcesz rozmawiać? Zapytał ewidentnie znudzony.
- Jesteś na mnie zły, nie chciałam by Cię to uraziło. Po prostu Castiel...
- Tak tak! Castiel Cię poprosił, a ty oczywiście się zgodziłaś! Przerwał mi.
- Owszem poprosił mnie, ale tylko o to bym zebrała dziewczyny i coś wykombinowała. Sam widziałeś że nie wyglądało to za ciekawie. Przepraszam Nathaniel- Odpowiedziałam.
- Nie mogłem znieść tych okrzyków, zalotnych spojrzeń w twoim kierunku. Wszyscy kolesie się na Ciebie patrzyli!
- Nathaniel, tam była też Roza i Su...
- To nieistotne! Ty jesteś moją dziewczyną i powinnaś świecić przykładem dla mojego dobra! Krzyczał- Dlaczego nie możesz być taka jak Melania?
- Dlatego, że kochasz mnie taką jaką jestem i nie zmienię się, a co lepsze! Nie żałuję tego całego występu, bo świetnie się bawiłam! Jeśli chcesz, to proszę bardzo, Melania bardzo się ucieszy na wieść o naszym zerwaniu i z pewnością będzie idealną pocieszycielką! Krzyknęłam, a następnie gwałtownie wstałam i chciałam szybko opuścić pokój, jednakże Nathaniel złapał mnie za rękę i mocno do siebie przytulił.
- Nie chcę Melanii, chcę Ciebie, bo to Ciebie kocham a nie ją- Szeptał, głaskając mnie po włosach.
- Skoro tak, to nigdy mnie do niej nie porównuj, bo nie stanę się taka jak ona.
- Przepraszam, ale jestem tak strasznie zazdrosny...
- Kocham Cię Nathaniel, nie zapominaj o tym- Odpowiedziałam, a następnie pocałowaliśmy się namiętnie.









Koniec moich wagarów i czas brać się do roboty! :D Kolejny rozdział zostanie dodany dokładnie za tydzień. Dziękuję wszystkim, którzy ze mną zostali i cierpliwie czekali ;**